Następnego
dnia obudziłam się w swoim łóżku. Byłam w nim sama, ale jednak cały czas czułam
czyjąś obecność w domu. Było ciepło mimo, że na dworze utrzymywała się
temperatura minusowa, zwłaszcza o poranku. Byłam nieco rozkojarzona, bo jeszcze
nie docierały do mnie wydarzenia z ostatniego dnia.
Spojrzałam na zegarek, była 10 rano. Za
oknem świeciło słońce. Promienie tak samo jak w Stanach znów odbijały się od
białego śniegu, dając w moim pokoju wspaniałą atmosferę. Przeciągałam się w
łóżku, niczym mały kotek, którego się przed chwilą obudziło. Odwracając głowę w
stronę drzwi, nie mogłam uwierzyć w to co tam zobaczyłam. W progu stał jak
zawsze uśmiechnięty Cove.
- Cześć śpiochu. – Przywitał się,
podchodząc do łóżka.
- Hej Cove. – Odpowiedziałam lekko
zdezorientowana. – Ty tu byłeś całą noc? – Zapytałam gdy usiadł obok mnie.
- Tak i mam nadzieję, że nie jesteś
na mnie za to zła?
- Ty chyba zwariowałeś! – Krzyknęłam
w udawanym oburzeniem i uśmiechem na twarzy. – Nie jestem.
- To dobrze
- A tak w ogóle to gdzie Ty spałeś?
- Z Tobą.
- Co takiego?!
- No tak. Nie czułaś mojej
obecności? Czuwałem przy Tobie całą noc, niczym anioł stróż. – Odpowiedział,
ciągle się przy tym śmiejąc.
- Jasne. – Odpowiedziałam, delikatnie
uderzając go pięścią w ramie.
- Oj czepiasz się.
- Ja? Co ty sobie wkręcasz?
- Ty sobie wkręcasz, bo ja Ci mówię,
że ty byłem to ty mi nie wierzysz.
Spojrzałam
na niego z niedowierzaniem. Zastanawiało mnie to, czy Cove mówi poważnie, czy
żartuje jak to miał w zwyczaju. Ale to było dla mnie nie ważne. Ważne było to,
że jest tu ze mną i chce, żeby było jak dawniej.
Poszłam na dół, Cove za mną. Usiadłam przy
stole i wdychałam przyjemny zapach ciepłej kawy. Siedziałam z kolanami
podsuniętymi pod samą klatkę piersiową i czekałam, aż Cove poda mi kawę. Długo
to nie trwało.
- Co chcesz dzisiaj robić? – Zapytał
siadając na krześle obok mnie.
- A co masz w planach?
- W sumie to nic. Liczę na coś
spontanicznego z Twojej strony. – Powiedziałam z uśmiechem na twarzy.
- Co powiesz na bardzo długi spacer?
- W sumie to dlaczego nie.
- To zabieram porywam Cię na długi
spacer. – Powiedział kładąc swoją dłoń na moim policzku.
Uśmiechnęłam
się do niego i zatopiłam usta w gorącym napoju kofeinowym.
3
tygodnie później…
- Cove,
kochanie dokąd mnie zabierasz? – Zapytałam uśmiechnięta z zawiązanymi oczami.
- To
niespodzianka. Uważaj, schody. – Odpowiedział trzymając mnie z tyłu za
nadgarstki.
Uśmiechnęłam się
sama do siebie i usłyszałam za sobą dźwięk zamykanych drzwi. Usiadłam na krześle
do którego podprowadził mnie Cove i zostałam z nim sam na sam. W pewnej chwili
zdjął mi z oczu opaskę, a z tyłu związał ręce. Nie ukrywam, że mega mnie to wystraszyło.
Serce momentalnie przyspieszyło swój rytm. Nie wiedziałam co ma zamiar zrobić.
Byłam w nim sama w tym małym, ciemnym i zawilgoconym pomieszczeniu, oświetlonym
tylko światłem malutkiej żarówki. Byłam przerażona, bałam się jak nigdy dotąd.
Chciałam się rozpłakać, ale strach mi na to nie pozwalał.
- Cove, o
co chodzi? Dlaczego tu jesteśmy? – Zapytałam cicho, czując jak mi mocno bije
serce.
Odpowiedział mi ciszą. Był odwrócony do mnie plecami i
zaczął się śmiać. Poziom mojego strachu osiągnął apogeum. Łzy zaczęły mi
płynąć.
-
Zebraliśmy się tu po to by połączyć węzłem małżeńskim… - Wyrecytował podstawowy
tekst z początku każdego ślubu. Oparł ręce na biodrach i gwałtownie odwrócił
się do mnie. Patrzył mi głęboko w oczy tak, jakby chciał wyczuć mój lęk.
- Co? –
Zapytałam jakby sama do siebie, bo nie mogłam zrozumieć sensu tych słów właśnie
w tym momencie.
- A nie,
nic. Tak sobie tylko powiedziałem, bo przecież ja nigdy nie usłyszę tych słów. A
tak bardzo bym chciał. Na, na przykład naszym ślubie, ale nie. No przecież ty
masz swojego żołnierzyka. To on będzie stał tam zamiast mnie, to on będzie Cię
nosił na rękach, zapraszał na kolacje, całował i mówił jak bardzo Cię kocha.
Przecież to on jest dla Ciebie tak bardzo ważny! – Krzyknął łapiąc mnie za
włosy i unosząc moją głowę do góry. – Ale ja dla Ciebie nigdy nie byłem, skoro
polazłaś do niego. Myślałaś, że co? – Zapytał odpychając moją głowę. – Że po
tym co mi zrobiłaś będę Cię kochał ponad życie? Haha! Jeśli tak to wiedz, że
jesteś w błędzie. Nienawidzę Cię całym sercem! Brzydzę się Tobą, rozumiesz?
Jesteś zwykłą szmatą, która włazi pierwszemu lepszemu do łóżka.
- Przecież
ja nie jestem już z James’em! Przyjechałam tu, bo nie chcę mieć z nim nic
wspólnego, tak samo jak nie chcę mieć z Tobą! Jesteś nie normalny! –
Krzyknęłam, próbując rozwiązać supeł.
- Ale mnie
nie obchodzi to czy ty z nim jesteś czy nie! Ja po prostu chcę się odegrać na
Tobie za to co mi zrobiłaś! Za to jak zniszczyłaś mi psychikę. Chcę, żebyś
cierpiała tak samo jak ja, gdy powiedziałaś mi, że zakochałaś się w kimś innym.
Moje życie rozpadło się, więc zrobię wszystko, żeby Twoje było takie samo. – Krzyknął,
dotykając palcem wskazującym czubka mojego zmarzniętego nosa.
- Ale sam
sobie jesteś winien! Nie widzisz tego co wyrabiasz?! Wiesz dlaczego odeszłam do
James’a? Bo byłeś piekielnie zazdrosny o wszystko! Owszem, było mi z Tobą
dobrze, miewaliśmy dobre i złe chwile, ale te złe odciskały na mnie zbyt duże
piętno! Wiele razy po naszym rozstaniu płakałam, bo bałam się, że znów coś
złego się wydarzy. Ale udało mi się o Tobie zapomnieć. – Wyrzuciłam z siebie.
W tamtej chwili
przepełniał mnie niesamowity gniew, gotowało się we mnie. Miałam ochotę wyrwać
się z tych lin i uderzyć lub nawet pobić Cove.
- Ja Ci
robiłem krzywdę? Ty chyba żartujesz? – Zapytał z niepokojącym uśmiechem
szaleńca. – Wiesz Diana, idź już sobie i przemyśl to co powiedziałaś, ale pamiętaj,
że będę Cię bacznie obserwował. – Dodał rozwiązując supły z moich obolałych
nadgarstków. – Nie zapomnij o tym. – Dorzucił oddając mi telefon, który miał w
kieszeni swoich granatowych jeansów.
Popatrzyłam na
niego i pobiegłam przerażona do drzwi. Czułam się trochę jak w thrillerze.
Wtedy byłam pewna tylko jednego – Cove to szaleniec. Jest niepoczytalny i
niesamowicie się go bałam. Wybiegłam z piwnicy i znalazłam się w miejscu,
którego nigdy bym się nie spodziewała. To był mój garaż. Nawet nie wiedziałam,
że pod garażem coś jest. Byłam w tamtej chwili tak zdesperowana, że próbowałam
zamknąć mu klapę przed samym nosem, ale nie zdążyłam. Wyszedł za mną, a ja pobiegłam
przerażona do swojej sypialni. Najbardziej byłam załamana tym, że moje psy
znały Cove i nie zareagowały na to co się działo, tylko bez żadnego ale
pozwoliły Cove dokonać kolejnego urazu ma mojej psychice.
Wpadłam do sypialni
i podeszłam do okna. Widziałam jak Cove idzie w stronę swojego samochodu.
Stałam tam, a łzy płynęły mi powoli. Trzęsłam się i nie wiedziałam co zrobić.
Wgapiałam się ślepo w jeden punkt za szybą i zastanawiałam co da mu dręczenie
mnie. Myślami byłam teraz przy barze, pijąc zimną wódkę i zapominając o tej
sytuacji, ale bałam się wyjść z domu. Bałam się, że ten wariat gdzieś tu jest i
na mnie czeka.
- Przecież
on Ci nic kretynko nie zrobi. – Powiedziałam na głos sama do siebie i podeszłam
do szafy, wyciągnęłam z niej czarny płaszcz i poszłam na dół.
Sprawdziłam czy psy
mają wodę, sprawdziłam cały dom w poszukiwaniu czegoś niepokojącego i zastałam
w kuchni odkręcone kurki z gazem. Cove ewidentnie chciał mi coś zrobić. To
przeraziło mnie jeszcze bardziej, a po ciele przeszedł mnie dziwny dreszcz.
Uchyliłam o kuchni delikatnie oko, zamknęłam drzwi na klucz i poszłam w stronę
centrum. Z kieszeni jeansów wyciągnęłam telefon i próbowałam dodzwonić się do
Speedy’ego, ale jak zawsze miał włączoną pocztę, więc drugi telefon wykonałam
do Wujka.
- Tak? – Odezwał
się spokojny głos Wujka.
- Wujku mam
do Ciebie prośbę. Weź wpadnij za godzinkę do mojego domu i zamknij okno w
kuchni, bo zostawiłam otwarte, żeby się wywietrzyło. – Powiedziałam idąc
zaśnieżonym chodnikiem, omijając przechodzących obok mnie ludzi. – Klucz chyba
masz?
- Tak, mam.
No jak znajdę chwilkę to przyjdę.
- Dziękuję
ci bardzo. I mam do Ciebie małą prośbę. Pod żadnym pozorem nie dawaj swojego
klucza Speedy’emu ani Cove. Bardzo Cię proszę. – Powiedziałam.
- No
dobrze, ale coś się stało? Bo mówisz to takim trochę tajemniczym i zarazem
przerażonym tonem.
- Wszystko
jest ok, ale mam do Ciebie tylko te dwie sprawy. Ja muszę kończyć. Pa i z góry
Ci dziękuję. – Rzuciłam szybko i rozłączyłam się, bo stałam już przed drzwiami baru.
Schowałam telefon
do kieszeni i weszłam do środka.
Na razie dodam tylko tyle. Mam nadzieję, że znajdę więcej czasu na pisanie ;)