wtorek, 13 listopada 2012

Rozdział V (kontynuacja)


Sama do końca nie wiedziałam, co robię w barze dla mężczyzn, ale czułam, że tam będę traktowana w miarę normalnie. Jak na takie miejsce to muszę przyznać, że wystrój był nawet przytulny. Nie było jak w Amerykańskich filmach, że wielcy, wytatuowani faceci z ogromnymi od piwska brzuchami, napieprzają się butelkami i innymi przedmiotami, które mieli pod ręką. Było całkiem przyjemnie. Owszem, byli tam tacy mężczyźni, jakich opisałam, ale siedzieli kulturalnie przy stolikach, popijali zimne piwo.
Był tam dość duży bar, za ladą stał dość wysoki, wyglądający sympatycznie i dość znajomy mi, mimo spuszczonej w dół głowy barman. Po lewej stronie od wejścia znajdowało się około 6-8 stolików, naprzeciw drzwi w odległości około 10 metrów stał stół bilardowy, a przy nim grało dwóch chłopaków chyba w moim wieku.
Stałam na środku pomieszczenia o wojskowo zielonej barwie ścian i parkiecie wyłożonym ciemnobrązowymi panelami podłogowymi. Wszyscy ci kolesie patrzeli na mnie dość dziwnie, ale w sumie to nie dziwiłam im się, bo chyba dość rzadko do knajp dla mężczyzn przychodzi dziewczyna.
Rozejrzałam się dookoła i usiadłam przy brązowym barze. Popatrzyłam na swoje odbicie, które delikatnie widziałam za butelkami stojącymi przed lustrem. Patrzyłam na siebie i ryzgać mi si chciało. Brzydziłam się samej siebie. Pomyślałam sobie, że może to, co mówił Cove, że jestem szmatą wskakującą pierwszemu lepszemu do łóżka, jest prawdą. W dalszym ciągu drżałam jak nienormalna. Cały czas miałam wrażenie, że Cove gdzieś tu jest i tylko czeka na to by coś mi zrobić.
         - Co podać? – Zapytał barman o niskim głosie.
         - Wódkę, bez popitki. – Odpowiedziałam rozglądając się dookoła,
Mężczyzna średniego wzrostu popatrzył na mnie z takim jakby podziwem. Może nigdy nie widział dziewczyny pijącej alkohol w taki sposób. Uśmiechnęłam się i odwróciłam głowę w stronę chłopaków grających w bilard. Przyglądałam się im z takim jakby zaciekawieniem. Mieli bardzo podobny styl.
   Wysocy bruneci, jeden z nich miał czarną czapkę z napisem ma przodzie, krótkie włosy. Jeden z nich miał tatuaże na prawej ręce, szarą bluzę, niebieskie rurki, czarne adidas. Drugi ubrany był w białą koszulkę z nadrukiem, na to czarna skórzana kurtka z podwiniętymi rękawami, czarne jeansy i czarne adidasy.
   Wyglądali troch jak klony, ale podobał mi się taki styl. Patrzyłam na nich z uśmiechem i przechylałam kieliszek za kieliszkiem. Chyba zwrócili na mnie uwagę, bo po około 5 minutach dosiedli się do mnie. Patrzyłam raz na jednego, raz na drugiego.
         - Hej. – Przywitali się obaj jednocześnie. – Nigdy bliźniaków nie widziałaś, że tak nam się przyglądasz? – Zapytał z uśmiechem chłopak w skórzanej kurtce.
          - Hej. Przepraszam nie chciałam. – Odpowiedziałam spuszczając głowę.
         - Ej, my nie jesteśmy na Ciebie ani źli, ani wkurzeni. Tak właściwie to nie jesteśmy bliźniakami. Tak mi się tylko powiedziało. Ja jestem Josh, to mój kumpel Dan – Powiedział chłopak w skórce, podając mi dłoń.
         - Miło mi, jestem Diana. – Odparłam uściskując im dłonie.
         - Możemy się przysiąść? – Zapytał Dan, czyli chłopak z tatuażami.
         - Tak, oczywiście.
         - Czemu siedzisz tutaj sama? – Dopytywał Josh.
         - Czasami potrzebuję wypić w samotności. – Powiedziałam wołając barmana. – Czego się napijecie?
         - Dwa piwa. – Zwrócił się do barmana Dan.
         - Na mój rachunek.
         - O nie, to my płacimy za Ciebie. Było by to dość idiotyczne gdybyś musiała za nas płacić. – Odpowiedział Dan.
         - No jak sobie chcecie. Tylko od razu wam mówię, że nie wiem ile wypiję, więc rachunek może być dosyć wysoki. – Dodałam przechylając trzeci kieliszek, palącego w przełyk alkoholu.
         - Spoko. A teraz nawijaj, co się stało? Bo chyba musi być powód, dla którego taka śliczna dziewczyna siedzi tutaj sama. – Zwrócił uwagę na ten szczegół Josh.
Znów popatrzyłam w stronę półki z butelkami. Zastanawiałam się czy powiedzieć im o tym, czy nie. W końcu to były obce osoby, więc komu mogliby o tym powiedzieć?
   Wypiłam czwarty z kolei kieliszek i zaczęłam moją opowieść. Opowiedziałam im wszystko. Od zostawienia Cove poprzez związek z James’em i kończąc na niedawnej sytuacji. Szczerze mówiąc to ulżyło mi, gdy wygadałam im się. Dan patrzył na mnie i uważnie słuchał każdego wypowiedzianego przeze mnie słowa, a Josh z kolei pił piwo i kręcił głową z niedowierzaniem. Jakby nie wierzył, że to wszystko działo się naprawdę.
         - Gdzie ten skurwiel jest? – Zapytał gwałtownie Dan.
         - Spokojnie, Dan. Bez nerwów.
         - Wiesz, nie umiem być spokojny w takiej sytuacji. Nienawidzę, gdy ktoś nie szanuje kobiet. No szlag mnie trafia. – Powiedział jeszcze bardziej wkurzony.
         - E tam, będziesz się przejmował. Przecież on zniszczy mi życie, a nie Tobie, więc czym się przejmujesz? – Powiedziałam z lekko wymuszonym uśmiechem.
         - No właśnie, zniszczy Ci życie. – Dodał Josh. – A on tego nie może zrobić, zwariowałaś?
         - On ma rację. Musisz coś z Tym zrobić.
         - Ja nic nie chcę. Chcę mieć spokój, chcę zdechnąć za to, że zraniłam tak wiele osób. – Zaczęłam bełkotać będąc już trochę pijana.
         - Josh, idź do domu ogarnąć trochę. – Powiedział Dan, łapiąc mnie za dłoń.
Kiwnął głową i wyszedł. Zostałam z tym sympatycznym chłopakiem sam na sam. Patrzył na mnie trochę jak na pijaczkę i trochę jak na skrzywdzoną przez los dziewczynę. Zaczęła boleć mnie głowa i chciało mi się wymiotować. Wódka dała się we znaki. Zerwałam się z krzesła, wybiegłam na zewnątrz i zaczęłam wymiotować. Czułam jakbym wyrzucała z siebie żołądek.
         - Wszystko ok? – Zapytał Dan, który przyszedł do mnie, złapał mnie z boku za żebra i trzymał opadającą mi na twarz grzywkę. – No już dobrze, trzymam Cię. – Mówił ciepłym głosem i lekkim śmiechem.
         - Co jest zabawnego w tym, że rzygam? – Zapytałam trochę wkurzona.
         - To nie jest zabawne…
         - Masz rację. – Wtrąciłam
         - To jest urocze. Taka słodka dziewczynka, myśląca, że ma na tyle mocny łeb żeby uchlać się do nieprzytomności. How sweet. – Odparł, zakładając na mnie mój płaszczyk.
Podniosłam wzrok i zobaczyłam te niebieskie oczy. Duże uśmiechnięte oczy w połączeniu z tym słodkim uśmiechem sprawiały, że Dan wyglądał przesłodko.
   Patrzyliśmy na siebie jeszcze przez chwilę. Złapał mnie pod ramię i szliśmy w nieznanym mi kierunku. Było już ciemno, nie wiedziałam, która jest godzina. Nie wiem dlaczego, ale nagle złapał mnie dziwny smutek. Zaczęłam marudzić Dan’owi jak jest beznadziejna, że nie chce mi się żyć. Chyba mi nie wierzył, aż doszliśmy do mostu. Podeszłam do barierki. Patrzyłam na rzekę, która tam płynęła.
         - Diana, proszę, odejdź od tych barierek. – Poprosił Dan, trochę przestraszony.
Nie posłuchałam. Czułam, że chęć śmierci w tamtej chwili jest silniejsza ode mnie. Zdjęłam płaszcz, przeszłam za barierki, ze łzami patrzyłam w dół. Sama do końca nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Zastanawiałam się, dlaczego tak nagle Dan ucichł, ale po chwili, gdy puściłam barierkę, poczułam mocne pociągnięcie od tyłu.
         - Czy ty oszalałaś? – Zapytał Dan, gdy siedziałam z nim na śniegu, będąc odwrócona tyłem do niego.
         - Przepraszam. – Wyszeptałam. – Nie chciałam.
         - Nic się nie stało, ale proszę nie rób tego więcej. – Poprosił podnosząc się i pomagając mi wstać.
Serce zaczęło bić mi szybciej, kręciło mi się w głowie i nie mogłam ustać na nogach o własnych siłach.
         - Diana, wszystko w porządku?
         - Strasznie kręci mi się w głowie. – Wyjąkałam cicho i oparłam się delikatnie o ramię Dan’a. – Proszę odprowadź mnie do domu.
         - Pójdziemy.
Popatrzyłam przed siebie i poczułam uderzenie zimna, mimo, że miałam na sobie ciepły płaszcz. Dan patrzył na mnie, kręcił głową i uśmiechał się. Patrzyłam na niego
         - Oj biedactwo. – Powiedział uśmiechnięty, łapiąc mnie od prawej strony pod pachy i drugą ręką pod kolana.
         - Dan, puść mnie. Jestem ciężka. – Wymamrotałam przytulając się do jego szyi.
         - Jeszcze słowo, a przysięgam, że Cię tu zostawię. – Odparł patrząc na mnie u uśmiechem i dotykając czubkiem zmarzniętego nosa mojej szyi.
         - Chyba nie zrobisz tego biednej i samotnej alkoholiczce?
         - Nie wiem, nie wiem. – Powiedział cicho i pocałował mnie w zaczerwieniony policzek.

1 komentarz:

  1. Jeeejku, ale ten Dan jest uroczy, lubię go <3
    I chciałabym kogoś takie na żywo spotkać; świetna stylówa i do tego taki troskliwy. :3 Mam nadzieję, że kolejny rozdział będzie niedługo! Bo na ten za długo trzeba było czekać... Lubię Twoje opowiadanie. Pisz dalej :)

    OdpowiedzUsuń