poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Rozdział II


6 miesięcy później…


- Co robisz? – Zapytałam z uśmiechem, przytulając się do James’a stojącego przy oknie i obserwującego padający tam śnieg.
- A nic. Tak sobie stoję i patrzę jak mi nic nie wychodzi. – Powiedział przygnębiony opierając głowę o moje ramie.
- Misiu co się z Tobą ostatnio dzieje? Jesteś taki smutny. – Zauważyłam, przecierając wierzchem dłoni jego gładkiego policzka. - James porozmawiaj ze mną. Martwię się o Ciebie. – Powiedziałam spokojnie zawieszając się na jego szyi.
- Muszę wyjechać.  – Szepnął mi do ucha, obejmując mnie w pasie.
- Do rodziny? – Zapytałam kładąc dłoń na jego biodrach.
- Kochanie, nie rozumiesz.  – Powiedział łapiąc mnie za dłonie i spoglądając głęboko w oczy opierając swoje czoło o moje. – Wyjeżdżam na misję. – Powiedział spokojnie patrząc mi w oczy.
Gdy to usłyszałam cała zaczęłam drżeć i płakać. Bałam się o niego. Nie chciałam, żeby mnie zostawiał. Słyszałam wiele razy o tym jak żołnierze giną, zostawiając przy tym swoje żony i dzieci, które na nich czekały. Nie chciałam być w tym gronie.
   - James, proszę nie zostawiaj mnie. – Prosiłam go łapiąc dłońmi za policzki. – Nie jedź tam.
   - Diana, muszę tam jechać. Dostałem rozkaz. Kochanie będzie dobrze. Wrócę do Ciebie. Obiecuję.
   - Proszę nie rób tego. Błagam. – Mówiłam do niego siadając na kanapie i podciągając kolana pod klatkę piersiową i płacząc jeszcze bardziej.
  - Posłuchaj. Będzie dobrze. Wrócę do Ciebie. To tylko pół roku.  – Odpowiedział przytulając mnie.
  - Ale czy ty nie rozumiesz tego, że nie dam sobie rady? Dlaczego karzesz mi codziennie bić się z myślami czy wrócisz w całości czy może przykryty flagą. James nie puszczę Cię tam, rozumiesz! – Krzyczałam do niego przez łzy.
 - Diana, Irak i już nigdy więcej nie wyjadę, obiecuję. – Mówił niskim i opanowanym tonem.
 - Nie James, albo Irak, albo ja! Nie mam zamiaru żyć w ciągłym strachu, że już nie wrócisz.
 - Ale ja wrócę.
Po tych słowach wstałam nerwowo i wyszłam do kuchni. Nie mogłam już tego słuchać. Kurtka James’a jak zwykle przewieszona była przez krzesło, ale zamiast mnie to wkurzyć, zaczęłam w kieszeniach szukać papierosów, bo już nie mogłam zapanować nad nerwami. W odbiciu szyby z szafki na sztućce widziałam, że James stoi w przejściu. Jego posturę poznam wszędzie.
       - Kochanie, zrozum, że muszę wyjechać. Dostałem taki rozkaz. – Szepnął mi do ucha, przytulając od tyłu i zabierając z rąk paczkę papierosów. – Nie powinnaś palić. – Dodał.
      -  To idź do swojego dowódcy i powiedz mu, że nie jedziesz. – Powiedziałam stanowczo odwracając się do niego i patrząc mu w oczy.
     - To nie jest takie proste…
     - No to w takim razie ja do niego pójdę     
     - Wykluczone! – Powiedział podniesionym tonem.
     -  Niby dlaczego? – Zapytałam zakładając dłonie na piersiach.
    - Ten człowiek jest nieobliczalny! Po Afganistanie odbiło mu i może Ci zrobić krzywdę. – Powiedział dotykając wierzchem swojej dłoni mojego chłodnego policzka.
    - A Tobie nie przyszło do głowy jaką krzywdę właśnie Ty mi robisz? – Krzyknęłam, próbując go odepchnąć, by móc przejść, ale James nie pozwolił mi a to.
    - Wiem, mam tego świadomość.
   - To zrób coś z tym. – Powiedziałam rozżalona i bezradna przytulając się do niego.
Nic nie powiedział, tylko przytulił mnie. Położył swoją prawą dłoń na tyle mojej głowy, a lewą u dołu moich pleców. Nie wiedziałam co mam zrobić by go tu zatrzymać. Fakt, James kochał wojsko, ale nie chciałam być świadkiem tego jak pakuje swoje rzeczy i być może po raz ostatni mówi mi swoim ciepłym głosem „kocham cię”. Puściłam go i poszłam do sypialni naszego domu, w którym mieszkaliśmy razem od października zeszłego roku.
     Usiadłam na dużym marmurowym parapecie i patrzyłam przez okno. Biel śniegu leżącego na trawnikach, ulicach i słońce odbijające się od niego oślepiało swoją jasnością. Wyciągnęłam telefon z kieszeni czarnych jeansowych rurek i napisałam do Złotej – mojej najlepszej, zaraz po Evelyn, przyjaciółki sms. „ Złota, pomóż mi… L James dostał rozkaz wyjazdu do Iraku. Co mam robić? Nie chcę, żeby on wyjeżdżał…”. Założyłam na uszy słuchawki i włączyłam sobie z telefonu przygnębiającą muzykę.
      W takich chwilach kochałam słuchać Hoobastank – The Reason, więc tą piosenkę włączyłam gdy dostałam od Złotej odpowiedź „Diana pogadaj z nim na spokojnie. Podaj odpowiednie argumenty, weź go też trochę na litość. Daj mu do zrozumienia, że nie chcesz być sama. Ja nie mogę teraz pisać. Odezwę się jak mogę”. Dzięki, tyle to ja sama wiedziałam. Po chwili wzięłam się w garść i poszłam na dół do James’a. Po drodze myślałam co mu powiedzieć. Czy wykrzyczeć mu, że nie chcę by to robił, czy na spokojnie usiąść mu na kolanach i płacząc tłumaczyć jak bardzo go kocham i mi na nim zależy.
     Gdy zeszłam na dół w salonie siedział jego dowódca Tomphson. Nie wiedziałam po co tu przyszedł więc bez żadnego zahamowania poszłam tam.
     Na jasnej sofie siedział czarnoskóry mężczyzna. Wysoki, łysy, dobrze  zbudowany w wojskowym mundurze. Widać po nim było, że lubi pokazywać kto u rządzi.
    - Dzień dobry. – Przywitałam się podchodząc do niego i podając mu dłoń. – My się chyba nie znamy. Jestem Diana, dziewczyna James’a, która stanowczo nie zgadza się na jego wyjazd. – Przedstawiłam mu moje ostateczne przemyślenia.
    - Widzę, że wie już pani o misji w Iraku? Czyżby pani chłopak pani o tym powiedział? – Zapytał uściskując moją dłoń.
    - Tak, dlatego nie zgadzam się na jego wyjazd.
    - Ale to jest raczej jego decyzja. – Odparł, pociągając łyk kawy przygotowanej przez James’a.
   - Owszem, ma pan rację, ale ja nie mam zamiaru z każdą minutą zastanawiać się czy wasz oddział jest właśnie na patrolu i czy właśnie James lub któryś z jego kolegów nie oberwał. – Wyjaśniłam mu mniej więcej o co chodzi.
  - Proszę się nie bać, podczas mojego dowództwa jeszcze żaden żołnierz nie poniósł śmierci.
  - Ale kiedyś musi być ten pierwszy raz, prawda? I mam takie dziwne przeczucie, że stanie się to podczas służby James’a. – Odpowiedziałam ze stoickim spokojem patrząc na James’a opartego o komodę, stojącą przy przejściu z salonu do przedpokoju.
   - Zapewniam panią…
   - Ale ja mam gdzieś pana zapewnienia! Znając życie to pan będzie sobie spokojnie siedział w jakimś ciepłym gabinecie, podczas gdy oni będą narażać swoje życia tylko po to, by to później pan był obdarowywany wyróżnieniami. – Krzyknęłam głośno wstając z fotela i podchodząc do James’a, by móc się spokojnie rozpłakać w jego ramionach. – A tak właściwie to po co pan tu przyszedł?
   - By powiadomić właśnie panią o grupie wsparcia dla kobiet, których mężowie wyjeżdżają w przyszłym tygodniu na misję. – Powiedział spokojnie unosząc porcelanową filiżankę na wysokość ust.
   - Ja się chyba przesłyszałam! – Wybuchłam gniewem patrząc przerażona i za razem wściekła na James’a. – Mam gdzieś tą waszą grupę wsparcia. Dam sobie z tym sama radę, ale jakim przyszłym tygodniu!? Kiedy miałeś mi zamiar powiedzieć? – Zapytałam James’a, odsuwając się od niego i kładąc dłonie na moich okrągłych biodrach.
   - W odpowiedniej chwili. – Powiedział łapiąc się prawą dłonią za kark i patrząc w podłogę.
   - Odpowiedniej chwili, tak? A niby kiedy miała ona nastąpić? Pół godziny przed wyjazdem, czy może miałeś zamiar spakować swoje rzeczy i przy wyjściu z domu powiedzieć „ Kochanie, zapomniałem ci powiedzieć, ale właśnie jadę na niebezpieczną misję do Iraku i może wrócę za pół roku”?
  Nic nie powiedział, za to dowódca Tomphson wstał, spojrzał na mnie i James’a i wyszedł z naszego domu.
  - Kurwa James, co się z Tobą dzieje!? – Krzyknęłam nagle zaraz po tym jak usłyszałam zamykające się za Tomphson’em drzwi. – Kiedy miałeś mi zamiar o tym powiedzieć? Proszę odezwij się! – Krzyczałam do niego ledwo opanowując płacz.
  - Właśnie dzisiaj przyszedł ten dzień, więc nie rzucaj się do mnie tak. – Warknął patrząc mi w oczy.
  - Ale dlaczego nie powiedziałeś mi o tym wcześniej, tylko tydzień przed wyjazdem? – Zapytałam zabierając ze stołu naczynia i zanosząc je do kuchni.
  - Sam nie wiem. Może dlatego, że nie wiedziałem jak to zrobić.
Po usłyszeniu tego postawiłam białą filiżankę na stole, popatrzyłam przez okno z widokiem na dom sąsiadów. Gdy tylko się odwróciłam do James’a i podeszłam do niego i bezwładnie poleciałam na niego. Czułam jak bierze mnie na ręce, przenosi do salonu i mówi „kochanie, nie zamykaj oczu”, ale niestety, nie udało mi się tego nie zrobić.
     Obudziłam się dopiero w łóżku w sypialni. Nade mną nachylał się lekarz, a tuż przy mnie siedział James. Trzymał moją dłoń i delikatnie ją całował.
   - Przepraszam bardzo, ale co pan ma zamiar zrobić z tą igłą? – Zapytałam zdenerwowana gdy zobaczyłam lekarza ze strzykawką w dłoni.
   - Proszę się nie bać. Dam pani zastrzyk na podniesienie odporności. – Powiedział łapiąc mnie za nadgarstek.
   - No ale to chyba nie są jakieś pieprzone średniowiecze, żeby dawać zastrzyki. Istnieją też na to tab…
   - Boi się pani? – Przerwał moje lamenty.
   - Tak i to cholernie. – Odpowiedziałam nastawiając rękę do zastrzyku i odwracając twarz w stronę James’a. – Widzisz do czego mnie doprowadziłeś? – Zapytałam patrząc na jego usta. – Auć! – Krzyknęłam dodatkowo gdy poczułam jak igła przebija moją skórę.
   - Czy coś się dzieje? – Zapytał lekarz.
   - Za tydzień wyjeżdżam na misję do Iraku, a moja dziewczyna nie może się z tym pogodzić. – Tłumaczył James lekarzowi.
   - No to jeśli pani teraz już tak reaguje to ja bardzo proszę, żeby pani regularnie zgłaszała się do mnie na kontrole. – Poprosił lekarz.
  - Nie trzeba. Wszystko jest dobrze. Dzisiaj tylko mam taki dzień, bo dziś się o tym dowiedziałam więc całe południe jest dla mnie jedną wielką porażką. – Zwróciłam się do lekarza, podnosząc się na miękkim bawełnianym materacu.
   - No dobrze, jak pani chce, ale proszę na siebie uważać. – Powiedział spokojnie lekarz, chowając swoje „zabawki” do średniej wielkości, czarnej torby lekarskiej. - Ja już pójdę. Niech pani wypoczywa i stara się nie denerwować. – Poprosił lekarz zakładając czarny płaszcz i wokół szyi zawiązując, gruby wełniany szalik. – Do widzenia, pani Diano. – Powiedział doktor i wyszedł z mojej sypialni.
     James wyszedł razem z nim. Zostałam sama i znów zaczęłam płakać. Nie mogłam poradzić sobie z myślą, że James wyjedzie na pół roku i może już nigdy nie wrócić. Bałam się tej chwili w której może przyjechać do mnie żołnierz i powiedzieć, że niestety mój ukochany zginą na polu bitwy. Patrzyłam ślepo w okno i czekałam, aż James tu do mnie przyjdzie i jak zwykle weźmie mnie w ramiona i znów będę mogła czuć jego zapach, dotykać jego ciała, smak jego delikatnych i miękkich ust i wiedzieć, że jego serce bije tylko dla mnie. Bałam się, bo po raz pierwszy w życiu tak bardzo kogoś pokochałam.
   Przewróciłam się na lewy bok i starałam się trochę uspokoić. Było już 20 po siódmej, późny wieczór, za oknami ciemno. Słońce, które za dnia oślepiało zaszło już za horyzont.
   - Diana, śpisz? – Zapytał cicho James, siadając z tyłu za mną na łóżku i kładąc dłoń ma moich żebrach.
   - Nie, nie śpię. – Odpowiedziałam kładąc moją zimną dłoń na jego ciepłej.
   - Przepraszam. – Wyszeptał całując mnie w szyję. – Za cały ten dzisiejszy dzień. Nie chciałem, żeby stała Ci się krzywda. – Tłumaczył przytulając się do mnie.
   - Nic się nie stało. – Odpowiedziałam odwracając się do niego i przysuwając blisko do jego ciała.
Równie dobrze James mógłby być moim ojcem. Wiele osób było przeciwnych temu związkowi, w tym mój Wujek, brat i przyjaciele, ale gdy zobaczyli jaka jestem przy nim szczęśliwa, przekonali się do James’a i zaakceptowali nasz związek.
   - Jak nic się nie stało? Przeze mnie straciłaś przytomność, narażam cię… - Nie zdążył dokończyć, bo zatkałam mu usta pocałunkiem.
     Nie chciałam by mówił coś więcej, chciałam tylko by trzymał mnie w ramionach. By dał mi tą chwilę rozkoszy i zapomnienia. Czułam jak jego język dotyka mojego, jak stajemy się dla siebie coraz bliżsi, jak dotykał mojego ciała, nawet nie przeszkadzało mi to że bardzo namiętnie dotykał mojego tyłka, czego nienawidziłam. W tamtej chwili poczułam jak bardzo go pragnę i pożądam. Chciałam przeżyć z nim tą rozkosz, być może po raz ostatni. Złapałam go za biodra, pociągnęłam na siebie. Leżał na mnie opierając się rękoma o materac łóżka i całując mnie cholernie namiętnie. Widziałam jak jego mięśnie drżały,  gdy musiały być pod ciężarem jego ciała.
   - Tak bardzo cię kocham. Proszę nie dopuszczaj do siebie myśli, że mogę nie wrócić. Obiecuję Ci, że za pół roku wrócę do Ciebie. – Powiedział spoglądając mi w oczy i uśmiechając się delikatnie.
   - Też Cię kocham. – Odpowiedziałam, wkładając mu dłonie pod koszulkę i dotykając klatki piersiowej. – I wierzę w to, że wrócisz. – Dodałam całując go w szyję.
   - A co będzie jak…
   - Cii… Nie kończ. – Przerwał mi, kładąc palec na usta. – Będzie dobrze, nie myśl teraz o tym. Spędzajmy ze sobą te ostatnie chwile przed moim wyjazdem. – Zaproponował dobierając się do mojej bluzki.
   - No to co chcesz teraz zrobić? – Zapytałam lekko zaskoczona.
   - Może jakoś umilimy sobie ten czas? – Odpowiedział pytaniem na pytanie , zdejmując swoją piaskowego koloru, wojskową koszulkę.
Kiedy to zrobił, nachylił się znów nade mną, a na moje usta opadł jego nieśmiertelnik. Złapałam go w zęby i mocniej pociągnęłam. James był rozgrzany i gotowy na wszystko, ale trochę się bałam. Nie wiedziałam czy tego chcę, ale zebrałam się w sobie i odważyłam się.
   - James, a co powiesz na dziecko? – Zapytałam nieśmiało, łapiąc go za szyję w czułym geście.
   - Co takiego?! – Zapytał totalnie zaskoczony.
   - W razie jakiegoś niepowodzenia, będę miała chociaż cząstkę Ciebie przy sobie. – Powiedziałam cicho przykładając swoje czoło do jego.
   - Kochanie znów zaczynasz? – Powiedział poirytowany patrząc mi z żalem w oczy.
   - Nie, nie zaczy…
   - To dlaczego tak od razu spisujesz mnie na straty?
   - Bo wiele razy słyszy się ilu żołnierzy nie wraca z misji, ale James – Powiedziałam przyciągając go do siebie zawieszając ręce na jego gorącej i lekko spoconej szyi. – Ja wierzę w Ciebie, Twoją obietnicę i w to, że wrócisz. – Powiedziałam zatapiając swoje usta w namiętnym pocałunku.
   James wyciągnął z tylnej kieszeni spodni, prezerwatywę, wsunął się pod kołdrę, a po chwili złapał mnie za biodra i ostrożnie we mnie wszedł. To była najprzyjemniejsza chwila od kilku godzin. Z każdym pchnięciem czułam niesamowitą rozkosz, wspaniałe chwile zapomnienia. Niby zwykły seks, ale jeśli robisz to z osobą którą bardzo kochasz jest to dla Ciebie coś więcej niż tylko miłość fizyczna. Zero słów po prostu czysta przyjemność.
   Trwało to do 3 w nocy i jeszcze przez pół godziny leżeliśmy w totalnej ciszy. Było mi tak dobrze, że nie chciałam by to się kończyło. Kiedy przestaliśmy, James uśmiechnął się do mnie, pocałował i poszedł do łazienki. Położyłam się wygodnie na całym łóżku i myślałam o tym co się stało. Wiedziałam, że to nie był nasz ostatni raz. Czułam się jak w filmie. Dziewczyna żołnierza, która będzie przeżywała wyjazd swojego ukochanego na wojnę. Leżałam i czekałam, aż James do mnie wróci.
   - I jak się czujesz? – Zapytał opierając się lewym ramieniem o futrynę . Na sobie miał tylko ręcznik, którym zakrył „to i owo”.
   - Świetnie. – Odpowiedziałam, przewracając się na prawy bok i dłonią podpierałam głowę, delikatnie gładząc palcem pościel w której byłam ukryta.
   - To dobrze. – Ucieszył się James i usiadł przy mnie.
   - A co ty nagle się mnie wstydzisz? – Zapytałam z uśmiechem .
   - Nie. – Powiedział kładąc się przede mną. – A ty mnie, że leżysz taka przykryta?
   - Nie kochanie. – Odpowiedziałam gładząc palcem jego umięśnione ramie. – Chodźmy już spać. – Poprosiłam przesuwając się na swoją połowę łóżka.
   - No jak chcesz, ale opłaca Ci się? – Zapytał patrząc na godzinę w telefonie. – Jest w pół do czwartej.
   - Rób co chcesz, ja idę spać. Chociaż na godzinkę. – Odpowiedziałam kładąc się na nim i tuląc do jego szyi.
   - To ja idę na dół. Puść mnie. – Poprosił.
   - Nie.
   - Puść mnie. – Nalegał.
   - Nie. – Odpowiadałam tuląc go jeszcze bardziej.
   - To jest rozkaz. – Powiedział uśmiechnięty całując mnie w szyję.
   - Ale mnie nie obchodzi Twój rozkaz. – Odpowiedziałam patrząc mu w oczy i kładąc palec na czubku jego nosa.
   - Powinien. – Odpowiedział mocno obejmując mnie i wiele razy pod rząd całując w usta.
Uśmiechnęłam się do niego, położyłam głowę na prawym barku i patrzyłam na James’a z podziwem.  Nie mogłam uwierzyć, że on do tego wszystkiego podchodzi tak spokojnie. Może dlatego, że to nie była jego pierwsza, ale miałam nadzieję, że ostatnia misja.
   Gdy tak patrzyłam na niego, zrobiłam się bardzo senna. Nie wiedząc kiedy, zasnęłam.

1 komentarz:

  1. Świetny rozdział. :) Choć mam nadzieję, że wyjaśnisz jeszcze co się stało z tą przyjaciółką w poprzedniej części, bo to nie daje mi spokoju. Oby tak dalej i czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń