niedziela, 2 września 2012

Rozdział III


Cały ten tydzień minął w dość spokojnej atmosferze. Docierało do mnie, że James wyjeżdża. Widział, że jestem poddenerwowana, ale w takim stanie jak w ciągu ostatnich czterech dni, jeszcze nie byłam.
   Nie spałam po nocach. Kręciłam się z boku na bok. Miewałam koszmary, w których widziałam jak James, albo zostaje zastrzelony, albo wybucha bomba, którą właśnie rozbraja. To było okropne, bo po każdym razie budziłam się z płaczem, ale ukrywałam go przed nim. W dzień udawałam, że wszystko jest ok, że dałam sobie radę z tą sytuacją, ale gdy James zasypiał, schodziłam do kuchni lub salonu i pijąc alkohol w samotności płakałam.
   Obudziłam się o 1 w nocy. Zostały dwa dni do jego wyjazdu. Nie mogąc się uspokoić, zeszłam do salonu, zabierając ze sobą koc, telefon i słuchawki. Szłam po ciemku, bałam się, że spadnę ze schodów, ale na szczęście nic się nie stało. Cała doszłam do kanapy, usiadłam na niej i przykryłam się kocem. Byłam zdenerwowana, ręce mi drżały, ze zdenerwowania wymiotowałam. W panice zadzwoniłam do mojej najlepszej przyjaciółki  Złotej. Miałam nadzieję, że nie śpi.
     - Tak, słucham? – Zapytała swoim wesołym głosem.
     - Hej Złota, mam nadzieję, że Cię nie obudziłam. Słuchaj mam do Ciebie prośbę. Mogłabyś przyjechać do mnie teraz? Wiem, że Jest późno, ale potrzebuję Cię. – Powiedziałam cicho, otulając się grubym, kremowym kocem.
     - Będę za 5 minut. – Rzuciła stanowczo i rozłączyła się zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć.
Włożyłam w uszy słuchawki, włączyłam piosenkę mojego ukochanego zespołu 30 Seconds To Mars –This Is War, bo stwierdziłam, że ta piosenka będzie najbardziej pasowała to tego wszystkiego i czekałam, aż zjawi się moja przyjaciółka.
   Po chwili zobaczyłam jak Złota podjeżdża pod dom swoim czarnym Mercedesem i żeby nie obudzić James’a otworzyłam jej drzwi, zanim zdążyła zadzwonić.
    - Hej, dzięki, że przyjechałaś. – Powiedziałam na powitanie.
    - Musiałam, w końcu jesteś moją przyjaciółką. – Odpowiedziała radośnie. – No co jest?
    - James wyjeżdża za dwa dni. – Odpowiedziałam smutno, wieszając jej kurtkę na wieszaku. – I chciałam z Tobą pogadać. – Dodałam, prowadząc ją do kuchni i zapalając światło.
Jasne światło żarówki energooszczędnej oślepiająco uderzyło w nasze oczy. Złota usiadła przy klonowym stole, a ja poszłam do barku i przyniosłam butelkę Johnnie’go Walkera i dwie szklanki do whisky. Usiadłyśmy naprzeciwko siebie i zaczęłyśmy rozmowę.
    - No to nawijaj. – Powiedziała Złota biorąc kryształową szklankę z alkoholem.
    - Chciałam zapytać, czy mogłabyś zamieszkać ze mną na czas wyjazdu Jamesa? - Zapytałam prosto z mostu.
    - Czekałam kiedy mnie o to zapytasz. – Odpowiedziała zamaczając usta przy brzegu szklanki.
    - Naprawdę?
    - No tak!… - Krzyknęła nagle.
    - Zamknij się, bo James śpi. –Uciszyłam ją, łapiąc za ramię.
    - Dobra, dobra. – Odpowiedziała. – No naprawdę czekałam na to, aż zapytasz. Wiem, że będzie Ci ciężko, a ja jako Twoja przyjaciółka muszę być z Tobą. – Odpowiedziała.
    - Jesteś kochana, wiedziałam, że mogę na Ciebie liczyć. – Odpowiedziałam szczęśliwa przytulając ją w podzięce.
   - Spoko. Słuchaj, ja jadę do domu. Za niedługo wrócę z ciuchami. Weź nie zamykaj drzwi, żebym nie musiała się tłuc. – Powiedziała idąc spokojnym krokiem do przedpokoju.
   - No dobrze, będę czekać. Jeszcze raz bardzo Ci Złota dziękuję. – Odpowiedziałam, podając jej brązową kurtkę.
Uśmiechnęła się do mnie delikatnie, zabrała kluczyki i wyszła.
Znów zostałam sama i dopiero gdy wyszła uświadomiłam sobie, ze będzie prowadziła samochód pod wpływem alkoholu.
  Poszłam do salonu, ponownie owinęłam się kocem i włączyłam muzykę. Miałam w głowie wiele myśli na raz. Z jednej strony cieszyłam się z wyjazdu James’a, bo możemy od siebie odpocząć, no ale to mój najwspanialszy i najukochańszy chłopak i nie chcę go stracić.
  Gdy te myśli przebiegły mi przez głowę znów zaczęłam płakać jak głupia po raz milionowy. W tamtej chwili potrzebowałam bardzo porządnego przytulenia mojej mamy, ale nie było jej przy mnie i bardzo mi było przykro. Z nią zawsze mogłam pogadać, przytulić się.
    - Czemu tutaj siedzisz? – Zapytał znienacka stojący za mną James.
    - Jejku, nie strasz mnie. – Powiedziałam patrząc na niego ze łzami w oczach.
    - Przepraszam, nie chciałem. – Odparł siadając obok mnie. – Kochanie, czemu znowu płaczesz? – zapytał z dezaprobatą, przytulając mnie mocno.
Popatrzyłam na niego i mocno go przytuliłam. Zaczęłam znów płakać. Wiedziałam, że jest na mnie wściekły za to moje wieczne płakanie, ale nie wiedziałam jak sobie z tym poradzić. Wiedziałam tylko jedno – muszę zaufać James’owi i jego obietnicom i wierzyć w to, że do mnie wróci.
   - Wiesz, że dziś jest dzień Twojego wyjazdu? – Zapytałam nieszczęśliwa, tkwiąc w jego uścisku.
   - Tak, wiem kochanie. – Odpowiedział całując mnie czule w skroń. – To dlatego tu siedzisz?
   - No można to tak nazwać. Kochanie nie będziesz na mnie zły jak Ci coś powiem? – Zapytałam spokojnie.
   - Nie, nie będę.
   - Na czas Twojego wyjazdu Złota tu zamieszka. Wiesz, nie chcę być tu sama. – Powiedziałam zaglądając w okno, by widzieć czy wspomniana przeze mnie przyjaciółka już pojawiła się pod moim domem.
   - To dobrze. Przyda Ci się wsparcie, bo widzę, że jakoś nie do końca sobie z tą sytuacją radzisz. – Odpowiedział cicho. – Ale zobaczysz, ze Złotą ten pół roku minie ci od tak. Przecież sama mi mówiłaś, że jak z nią jesteś to czas wam mija bardzo szybko. Teraz też tak będzie. – Tłumaczył mi, podczas gdy ja wgapiałam się ślepo w podłogę i analizowałam każde słowo, które wypływało z jego ust.
   - Może i masz rację. – Zgodziłam się z nim, choć trochę nie chętnie.
   - Nie może, tylko mam rację. Będzie dobrze. Co mam Ci powiedzieć, żebyś uwierzyła w to, że wrócę?
   - Nie jechać tam. – Odpowiedziałam nagle podnosząc wzrok na niego.
   - Znowu zaczynasz? – Zapytał poddenerwowany.
   - Nie, tylko dałam Ci bardzo proste rozwiązanie. – Odpowiedziałam wstając z kanapy, gdy tylko zobaczyłam jak Złota podjeżdża pod dom.
   - Bardzo proste. – Powiedział sarkastycznie. – Gdzie tak pędzisz?
   - Do Złotej, właśnie przyjechała.
   - W samym kocu? Zwariowałaś?
   - Tak, bo z Tobą tylko to można zrobić. – Powiedziałam z lekkim uśmiechem i idąc do wejścia.
Wyszłam za próg i rozpędziłam się do drzwi. Niestety miałam bardzo śliskie spody w kapciach i nie zdążyłam wyhamować i uderzyłam torsem w duże brzozowe drzwi.
   - No właź, bo zimno. – Powiedziałam otwierając drzwi wejściowe.
   - No już, już. – Odparła z grymasem wnosząc dwie, średniej wielkości niebieskie walizki. – A co to przed chwilą tak huknęło? – Zapytała patrząc na Jamesa, stojącego w samych slipach.
   - Nie wyhamowałam i przywaliłam w drzwi. – Powiedziałam z uśmiechem na buzi.
   - Brawo pokrako.
   - Czepiasz się.
   - Ja? – Zapytała z udawanym niedowierzaniem.
   - Nie, ja. – Odpowiedziałam patrząc na nią wielkimi oczami.
   - No dobrze, już dobrze. – Powiedziała zostawiając kurtkę na wieszaku i biorąc do ręki dwie walizki. – To gdzie śpię? – Zapytała patrząc na mój ciepły koc. – To może już teraz zastąpię James’a.
   - Nie, nikogo nie będziesz zastępować. – Burknęłam niezbyt zadowolona z tej decyzji, podjętej dla żartów.
- No dobrze, nie denerwuj się tak.
- Ja się wcale nie denerwuję.
- Nie, skąd.
- Dobra Złota, skończ już. – Poprosiłam poirytowana tą sytuacją.
- Też Cię kocham. – Powiedziała z wrednym, lecz przyjacielskim uśmiechem
James patrzył na nas i nie mógł powstrzymać śmiechu. Może i ta rozmowa brzmiała śmiesznie, ale mi do śmiechu nie było.
   Szłam ze Złotą do mojej sypialni. Stwierdziłam, że łóżko mam tam duże więc po wyjeździe Jamesa, będzie spała ze mną. Postawiłam jej walizki przy dość sporej, brązowej szafie i poszłam z nią na dół. James, chyba wiedział, że nie wrócę do łóżka, bo zrobił mi i mojej przyjaciółce dwie gorące herbaty. Oparłam się o przejście z przed pokoju do kuchni i obserwowałam go. Był taki przystojny. Zbyt przystojny, by wdawać się w takie niebezpieczeństwo. Choć muszę przyznać, że w mundurze wyglądał niesamowicie. Do tego a broń. Jak z Evelyn mawiałyśmy – cud, miód i orzeszki. Normalnie szał macic, staniki latają
   Przypominając sobie wszystkie te zabawne teksty, śmiałam się sama do siebie, a to musiało wyglądać idiotycznie.
   - Z czego się śmiejesz? – Zapytała Złota, patrząc na mnie jak na debila i też się podśmiewując.
   - Szał macic. – Powiedziałam z uśmiechem, zagryzając wargi.
Złota nagle wybuchła niepohamowanym śmiechem, a ja razem z nią. James, mega zaskoczony odwrócił się w naszą stronę i patrzył na nas, podczas gdy my płakałyśmy ze śmiechu, przez głupi tekst. W tamtej chwili to my obie musiałyśmy wyglądać naprawdę idiotycznie, ale James już zdążył się do takich sytuacji przyzwyczaić.
- Wy nie powinnyście ze sobą przebywać. – Podsumował James. – Macie herbatę, ja idę się powoli pakować. – Dodał, przytulając mnie i całując po szyi.
- No dobrze, to idź. – Odpowiedziałam z głową skierowaną w okno.
Złota popatrzyła na mnie i złapała za gorący, biały kubek. Odprowadziłam wzrokiem James’a i usiadłam obok mojej przyjaciółki.
   Kiedy mój chłopak poszedł na górę, ja od razu zaczęłam rozmowę, na którą bardzo długo się przygotowywałam. Zostawiłam koc, poszłam do salonu i z szuflady stolika na kawę przyniosłam gruby brązowy zeszyt.
   - Co tam masz? – Zapytałam Złota, gdy weszłam do kuchni, machając jej brulionem.
   - Dostałam to na pogrzebie Evelyn. To jej pamiętnik. – Mówiłam cicho. –Może to śmieszne, ale nie otworzyłam go od kiedy go otrzymałam. Może stąd dowiem się dlaczego to zrobiła. – Dokończyłam ze łzami w oczach.
   - Oj kochanie. – Zaczęła Złota ze współczuciem. – Dalej przeżywasz jej śmierć?
   - Tak. – Odparłam mając łzy w oczach. – Więc chcę dowiedzieć się dlaczego tak się stało i chcę zamknąć ten rozdział.
   - Masz rację. – Przyznała kładąc swoją dłoń na mojej.
Złapałam do ręki zeszyt i zaczęłam czytać. Pisała go przez rok. Każdy dzień opisywała krótko, ale w prawie każdym wyznaniu opisywała nasze spotkania. Czytałam to z uśmiechem i łzami na przemian. Po kilkunastu minutach, znalazłam ważny wpis. Z nocy w którą się widziałyśmy. W którą to wszystko się stało.
   - Słuchaj tego. – Zaczęłam siadając wygodnie i biorąc łyk herbaty. – „ 5 lipca godzina 3:17. Wiedziałam, że do tego dojdzie… On… On mnie zgwałcił… Dlaczego? Dlaczego mama go broni, dlaczego mi nie wierzy? To tak bardzo boli, że nie mam w niej oparcia… Nie zadzwonię do Diany, boję się. Nie wiem jak jej to powiedzieć. Nie dam sobie z tym rady. Nic mi innego nie zostaje. Boże przepraszam… Wszystkich tak bardzo przepraszam. Najbardziej Ciebie Moja Najlepsza Przyjaciółko. Kocham Cię Diana… Goodbye, you never know… Hold a little tighter. 4 AM forever*...<3”
   To, jak mocno poruszyło mnie to co przeczytałam, jest nie do opisania. Zaczęłam tak przeraźliwie wyć, bo tego już nie można było nazwać płaczem, musiało być niesamowicie głośne, bo James wbiegł tu jakby się paliło. Przez łzy widziałam, że Złota też płacze, ale nie chyba odczuła tego bólu tak jak ja.
   - Kochanie nie płacz. Co się stało? – Mówił nieświadom tego co przed momentem się stało.
Nie skomentowałam tego, bo nie byłam w stanie. Odwróciłam się w stronę James’a i mocno się w niego wtuliłam. Serce biło mi jak szalone i nie mogłam opanować płaczu. Czułam się tak bardzo winna tej całej sytuacji. Mogłam ją wtedy odprowadzić i może by do tego nie doszło. Wiedziałam, że on jej coś zrobi, ale dlaczego jej mama jej nie wierzyła? Może się bała? Przecież nie od dziś było wiadomo, że on zastraszał je obie.
   - On ją zgwałcił, rozumiesz? – Mówiłam do James’a, gdy tylko odrobinę ochłonęłam.
   - Jak to zgwałcił? – Zapytał zszokowany, wycierając kciukiem moje spływające po policzkach łzy.
   - No normalnie! On ją skrzywdził… A ja… Mogłam temu zapobiec. – Wykrztusiłam z siebie z żalem.
   - Diana, nic nie mogłaś zrobić. – Odezwała się Złota. – On by to zrobił prędzej czy później.
Przytaknęłam jej ruchem głowy. Z jednej strony miała rację. Seth, bo tak nazywał się ojczym Evelyn był podłym bydlakiem. Jej mama go kochała bez względu na to jaki on był i nadal jest, ale Evelyn na tym cierpiała. Wiele razy do mnie uciekała, chciała się wyprowadzić, ale jej matka szantażowała ja emocjonalnie. A Evelyn zawsze poddawała się jej namowom.
   - Co teraz chcesz zrobić? – Zapytał spokojnie James.
   - Nie mam pojęcia. – Odpowiedziałam, rozkładając ręce w geście bezradności.
   - Może powinnaś pojechać do Pani Gween i jej o tym wszystkim powiedzieć? – Zapytała Złota.
   - Może tak, ale nie dzisiaj. – Rzuciłam wstając i rozciągając odrobinę zastygnięte kości.
   - Jak chcesz to ja pojadę z Tobą. W końcu to była nasza przyjaciółka. – Ciągnęła złota.
   - Nasza przyjaciółka?! – Wybuchłam nagłym gniewem. – Nasza? A kto jej kurwa obrabiał dupę za plecami? Kto Nadawał na nią, jaka to ona jest naiwna i tak dalej? To była moja przyjaciółka nie Twoja! - Krzyczałam głośno patrząc raz na nią raz na James’a. – To ja byłam przy niej gdy mnie potrzebowała. To ja, nie ty broniłam ją przed tą bestią. Przecież to Tobie zawsze przeszkadzało jej towarzystwo, wic nie gadaj, że to była nasza przyjaciółka.
   - No nie, teraz to ja jestem ta zła!? – Rzuciła się do mnie Złota.
   - Nie, nie jesteś ta zła, ale zastanów się nad tym co i w jakiej sytuacji gadasz. Jej już nie ma…
   - Przestań to rozpamiętywać! Jej już nie ma! Była tchórzem, więc się zabiła! –Powiedziała mi w oczy podniesionym tonem.
   - Ty szmato! – Krzyknęłam i uderzyłam ją w twarz. – Ja o niej nie zapomnę! Kochałam ją jak siostrę! Była dla mnie najważniejsza na świecie i nie zapomnę i gówno Ci do tego!
Złota popatrzyła na mnie z niesamowitym gniewem, ale nie odezwała się. Popatrzyła na mnie i poszła na górę mojego i James’a domu.
   Stanęłam przy oknie i starałam się uspokoić. W odbiciu widziałam, że James do mnie podchodzi i po chwili czułam jego dotyk. Nie chciałam żeby się do mnie zbliżał, chciałam się trochę uspokoić, pobyć sama. Po chwili ciszy usłyszałam tylko jak Złota schodzi po schodach, a po chwili zatrzaskuje za sobą drzwi. Widziałam jak pakuje swoje walizki z powrotem do bagażnika swojego zaśnieżonego samochodu i odjeżdża.
   - Nie powinnaś..
   - James nie odzywaj się. – Przerwałam mu.
Uwolniłam się z jego uścisku i powoli poszłam do sypialni. Popatrzyłam na zegarek w telefonie, znów była 4 nad ranem. Nie chciałam widzieć tej godziny, ale zaraz przypominała mi się ta piękna piosenka. Miałam z nią same przykre wspomnienia, ale jednak ją włączyłam. Zaczęło mi tak bardzo bić serce, gdy tylko usłyszałam refren. Od razu przypomniał mi się ostatni tekst w jej pamiętniku „Goodbye, you never know… Hold a little tighter. 4 AM Forever”. Nie potrafiłam się pogodzić z jej odejściem. Ale na szczęście miałam przy sobie Jamesa, Wujka i Speedy’ego. Oni dawali mi powód do tego, by żyć. Bardzo często zastanawiałam się nad tym, by również popełnić samobójstwo, by być tam z nią, ale obiecałam sobie, że jeśli kiedykolwiek będę miała dziecko, to będzie to córeczka Evelyn. Wtedy będę miała ją przy sobie.
   Weszłam do sypialni, usiadłam na łóżku, na którym były nie do końca popakowane rzeczy i czekałam na nadejście godziny jego wyjazdu. Zastanawiałam się dlaczego w przeciągu tych kilku dni spotkało mnie tak wiele przykrości. Wyjazd mojego ukochanego, wiadomość, że moja najlepsza przyjaciółka zabiła się przez faceta jej mamy i bardzo prawdopodobna strata kolejnej przyjaciółki. Po tym doszłam do wniosku, ze chcę się przeprowadzić. Za dużo rzeczy, miejsc i osób będzie mi przypominało wszystkie te przykrości. Czekała mnie kolejna przeprowadzka. Na szczęście mój Wujek miał bardzo dobrego przyjaciela, który pracował w biurze nieruchomości.
   - Kochanie, ochłoń trochę. Nie możesz chodzić taka poddenerwowana. Sama doświadczyłaś tego co się dzieje jak jesteś wściekła. – Mówił spokojnie James.
   - Chcę się przeprowadzić. – Walnęłam bezpośrednio.
   - Jak to przeprowadzić? – Zapytał bardzo zaskoczony.
   - No normalnie. Za dużo przykrości spotkało mnie w tym domu. Na czas Twojego wyjazdu chcę się przeprowadzić. Mój Wujek i brat wrócili do Anglii. Chcę do nich dołączyć, póki ty będziesz w Iraku. – Wyjaśniałam. Mu, chwytając jego ciepłą dłoń.
   - Jesteś tego pewna?
   - Tak, w stu procentach. –Utwierdzałam go w moim przekonaniu. – Słuchaj, mój Wujek ma tam przyjaciela, który zajmuje się handlem nieruchomościami. Tam kupię sobie dom i zamieszkam.
   - A co z tym domem, w którym mieliśmy się zestarzeć? – Zapytał lekko podenerwowany tym wszystkim.
   - Nie sprzedamy go. Przecież będziesz musiał gdzieś mieszkać jak wrócisz. Poprosisz Swoją siostrę, by zamieszkała tu na czas naszej nieobecności. Przecież sam mówiłeś, że szuka domu dla siebie i dziecka. Ten będzie pusty, więc dzisiaj do niej zadzwonisz, powiesz jej o wszystkim i będzie z głowy. – Wyjaśniłam, łapiąc za mojego czarnego laptopa, poobklejanego różnymi naklejkami. – Ty zajmij się domem, a ja szukam biletu na lot do Londynu.
   - Ale jesteś pewna, że tego chcesz? – Zapytał, biorąc do ręki telefon i patrząc na mnie z głową skierowaną ku podłodze.
   - Tak, jestem pewna.
   - No to ja zadzwonię do Sary i powiem jej o wszystkim. – Powiedział niezbyt zadowolony z podjętej przeze mnie decyzji..
   - Teraz? Zwariowałeś? Patrz, która jest godzina.
   -  W pół do piątej. – Burknął.
   - Poczekaj trochę. – Upomniałam go. – Jest! Znalazłam bilet. Na dzisiaj na siódmą pięć. Jeszcze tylko zarezerwować. I mogę już lecieć do Wujka i Speedy’ego. – Powiedziałam szczęśliwa, wyłączając komputer.
   - Dlaczego to robisz? – Zapytał nieszczęśliwy.
   - Już Ci mówiłam. – Powiedziałam, przytulając go delikatnie.
   - No ale to nie tak miało wyglądać.
   - No właśnie! Nie tak! Mieliśmy być mega szczęśliwi, a ty co? Do Iraku Ci się zachciało lecieć! A teraz znając życie to będziesz gadał, że moja decyzja jest najgorsza. – Powiedziałam podniesionym tonem, odwracając dłonią jego twarz w stronę swojej.
   - Ale co Ci szkodzi poczekać tu ma mnie to cholerne pół roku?
   - Bo nie chcę być sama! Potrzebuję wsparcia. Tu jestem sama, a tam będą przy mnie najbliżsi. – Wyjaśniłam mu.
   - Ale tu jest Twój dom…
   - Nie, mój dom jest przy Wujku i Speedy’m!
James, bez słowa wstał nerwowo i podszedł do okna. Nie chciało mi się z nim dłużej gadać. On zawsze wiedział lepiej. Włożyłam słuchawki w uszy, włączyłam piosenkę Linkin Park – Numb i zaczęłam pakowanie bagaży.
   Miałam trzy walizki. Wszystkie czarne, ale różnych wielkości. Do największej spakowałam ciuchy, wszystkie jakie miałam udało mi się do niej zmieścić. Do średniej poszły kosmetyki i bielizna, a do najmniejszej różne pierdoły. Bransoletki, kable do laptopa, aparat i inne takie.
   Pakowanie zajęło mi nie całą godzinę. James za ten czas zadzwonił do swojej siostry Sary. Szczerze to nie przepadałyśmy za sobą. Można to było odczuć.  Szukałam James’a po całym domu, ale nie mogłam go znaleźć.
   Słońce już wschodziło, więc zadzwoniłam do mojego brata.
   - Tak? – Odezwał się zaspany Speedy.
   - Bart, ty nie śpij, tylko na lotnisko zapierdzielaj. – Powiedziałam z uśmiechem.
   - Jakie kurde lotnisko? – Zapytał trochę rozbudzony i lekko zaskoczony.
   - Dzisiaj mam na siódmą piętnaście lot do Londynu. Weź po mnie przyjedź. – Poprosiłam grzecznie.
   - No dobrze.
   - Dzięki, wiedziałam, że mogę na Ciebie liczyć. To do zobaczenia. – Powiedziałam szczęśliwa i rozłączyłam się.
   Czekałam, aż James przyjdzie na górę, ale nie zjawił się. Wzięłam swoje rzeczy na dół i weszłam do salonu. James stał tam. Ubrany w mundur. Na nowo chciało mi się płakać gdy go widziałam szykującego się do wyjścia. Posmutniałam trochę, wiec poszłam do James’a, i go przytuliłam. Jego mundur był szorstki w dotyku. Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Zrobiło mi się przykro, bo musiałam go tu zostawić, ale w sumie o też chciał mnie zostawić od tak sobie, więc niech odrobinę poczuje jak to jest.
   - Odwieziesz mnie na lotnisko? – Zapytałam, tuląc się do jego klatki piersiowej.
   - Tak. – Odpowiedział unosząc głowę w górę niczym prawdziwy żołnierz
   - Kocham Cię. – Powiedziałam cicho, całując go w policzek.
Nie odezwał się. Poszliśmy razem do przed pokoju. Założyłam czarny płaszcz i poszliśmy do samochodu. Spodziewałam się, że na dworze będzie zimno, ale gdy odwróciłam się do słońca było naprawdę przyjemnie.
   James pakował moje walizki do samochodu, a mi w między czasie odbiło, bo rozgrzanymi dłońmi chwyciłam zimny śnieg, uformowałam z niego kulkę i rzuciłam w James’a. Nie wkurzył się, w pierwszej chwili nawet miałam wrażenie, że nie przejął się tym za bardzo. Z lekkim rozczarowaniem  podeszłam do samochodu. Bardzo się wahałam. Do końca nie wiedziałam, czy dobrze robię no ale bilet już był zarezerwowany i nie mogłam się wycofać.
   - No idziesz? –Zapytał James, otwierając mi drzwi do samochodu..
   - Tak, już, już. – Odpowiedziałam w pośpiechu.
Wsiadłam do samochodu i ruszyliśmy.
   James odprowadził mnie pod sam terminal. Miał moje bagaże i gdy szedł w swoim mundurze ludzie się za nami oglądali. Staliśmy tam wraz z grupką wielu innych osób. Czekaliśmy na odprawę.
   - Już za Tobą tęsknię. – Powiedział cicho James, stawiając moje torby obok moich nóg.
   - Ja też. – Odpowiedziałam trzęsąc się.
   - Kocham Cię, pamiętaj. – Dodał spoglądając mi w oczy i bardzo namiętnie całując.
   - Ja ciebie też. – Wyszeptałam mu do ucha. – Proszę wróć.
      James objął mnie w pasie, uniósł do góry i po raz ostatni przed rozłąką mnie pocałował.

1 komentarz:

  1. Podobał mi się ten rozdział, wiele się wyjaśniło. Cholernie żal mi tej Evelyn... gwałt to okropna sprawa. Jeny, nawet jeżeli tylko o tym czytam i wyobrażam to sobie, to i tak mam ochotę przywalić temu jej ojcu i matce. Czekam na kolejny. ;)

    OdpowiedzUsuń